Gdy byłam małą dziewczynką i marzyłam o swoim perfekcyjnym księciu z bajki zawsze wydawało mi się, że moim mężem zostanie jakiś hollywoodzki aktor lub wokalista z ulubionego zespołu. Potem przyszły nieco bardziej przyziemne marzenia o mężczyźnie bogatym, przystojnym i bardzo we mnie zakochanym, który będzie spełniał moje wszystkie zachcianki. Przy takim partnerze mogłabym nigdzie nie pracować, tylko siedzieć w domu, zajmować się sobą i ciepłem domowego ogniska. Gdy dorosłam do myśli, że nie chcę być zależną od męża żoną i matką jego dzieci, miejsce bogatego małżonka zastąpił inny bogaty małżonek, z tą tylko różnicą, że ten nowy wspierałby moje dążenia do rozwoju zawodowego i zostania najlepszym pediatrą w Polsce.
W rzeczywistym życiu moje plany nie zostały zrealizowane, bo zakochałam się nie w bogatym biznesmenie, lekarzu lub prawniku, a w zwykłym ślusarzu o wielkim sercu i popękanych od pracy fizycznej dłoniach, ślusarz Gorzów Wielkopolski. Nie można powiedzieć, by mój narzeczony zarabiał krocie – zarabia, ale mniej ode mnie. O dziwo, zupełnie mi to nie przeszkadza, bo z naszych wspólnych pensji żyjemy sobie jak królowie.
Jak widać dziecięce marzenia mają się nijak do realnego świata. I tak w końcu każdy dostanie to, co jest mu pisane. Można sobie marzyć i planować, a życie wszystko po swojemu zweryfikuje.
Komantarze (Brak )