Wiedziałem, że kiedyś to się stanie, ale nie wiedziałem, że aż tak szybko. Wystarczyły dwa miesiące pracy w charakterze ślusarza bym poczuł się na tyle pewnie w wykonywaniu swojej pracy, że zapomniałem o podstawowych warunkach bezpieczeństwa obowiązujących przy stanowisku pracy. Dobrze, że cała sprawa skończyła jedynie na kilku szwach, bo kilka milimetrów dalej i mógłbym nie mieć już ręki.
Dzisiaj rano, podczas docinania jednego z elementów stalowych nieopatrznie podłożyłem rękę pod obracającego się bosha. Coś mnie chwilowo zaszczypało, zabolało, a po chwili całe stanowisko pracy było opryskane krwią. Moją krwią. Byłem w tak wielkim szoku, że bez chwili zawahania zacząłem drzeć się na całe gardło i wzywać pomocy. Wydawało mi się, że odcięło mi całą rękę, bo ból był tak wielki, a ilość krwi przesiąkającej przez materiał kombinezonu przyprawiała mnie o dreszcze. Momentalnie wokół mnie znalazło się kilkunastu innych ślusarzy, ślusarz Szczecin, którzy zaczęli organizować pomoc. Zadzwoniono po karetkę i w międzyczasie próbowano zrobić coś z moją rozciętą ręką. Tak mocno trzymałem swoje ramię, bojąc się, że odpadnie, że za żadne skarby nie chciałem pokazać rany. Dopiero gdy usłyszałem syrenę karetki nieco się uspokoiłem.
Teraz leżę w szpitalu, a moja pozszywana ręka nadal jest ze mną. Straciłem sporo krwi, ale na szczęście nic poważniejszego się nie stało. Wirujące ostrze przecięło kawałek skóry i mięśni, jednak na szczęście nie naruszyło ścięgien. Miałem wiele szczęścia przy dzisiejszym wypadku!
Komantarze (Brak )